Jedenaście godzin - Paullina Simons
Historia, od której nie sposób się oderwać. Początek serii sprzedanej w blisko milionie egzemplarzy.
Młoda kobieta w zaawansowanej ciąży opuszcza centrum handlowe w upalny dzień. Życie upływa jej na zakupach, dbaniu o rodzinę: ukochanego męża Richa oraz dwie córeczki, i oczekiwaniu narodzin trzeciego dziecka. Nagle zostaje ono brutalnie zakłócone przez zdesperowanego młodego człowieka, który porywa Didi. Jakie są jego motywy?
Rozpoczyna się morderczy wyścig z czasem, z udziałem policji, FBI i zrozpaczonego Richa. W ciągu kolejnych jedenastu godzin Didi dociera do granic ludzkiej wytrzymałości, mierząc się z koszmarnym przeznaczeniem.
W Jedenastu godzinach Simons stworzyła nowy gatunek thrillera, który prowadzi czytelnika do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy.
Tytuł: Jedenaście godzin
Tytuł oryginalny: Eleven hoursAutor: Paullina Simons
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 304
Data premiery: 6 listopada 2013
Moja ocena: 4,5/6
Didi Wood jest matką i żoną.
Niedługo narodzi się trzecie dziecko Didi i Richarda. Kobieta jest w ostatnim
stadium ciąży. Didi po wizycie w centrum handlowym zamierza udać się do
restauracji, w której umówiła się z mężem na lunch. Na zakupach w galerii
zaczepia ją pewien mężczyzna, który najpierw z ukrycia obserwuje Didi robiącą
zakupy, a później na parkingu przed centrum handlowym porywa ją. Rich czekający
na żonę w restauracji zaczyna niepokoić się spóźnieniem Didi. Wreszcie
postanawia zawiadomić policję, która natychmiast rozpoczyna poszukiwania.
O Paullinie Simons słyszałam
wiele dobrego. „Jeździec miedziany”, dzięki któremu autorka zyskała ogromną
popularność zebrał nieprzeciętną pozytywną liczbę głosów. Wychwalano nie tylko
pomysł autorki na powieść, ale także wykonanie. Ja swoją przygodę z twórczością
Pani Simons rozpoczynam dość nietypowo, bo właśnie od „Jedenastu godzin”, a
przecież w Polsce wydano - jeśli się nie mylę -
już niemalże dziesięć powieści autorki. „Jedenaście godzin” to pełen
napięcia thriller, a właściwie dramat psychologiczny odgrywający się – jak sam
tytuł wskazuje - na przełomie jedenastu godzin. Jedenastu godzin z życia Didi.
Główna bohaterka powieści zyskała
moją sympatię już od pierwszych stron. Za kilka dni ma powitać na świecie swoje
trzecie dziecko, przygotowuje się do narodzin maleństwa najlepiej jak potrafi.
Wybiera się na zakupy, by uzupełnić brakujące dla malucha ubranka i akcesoria.
Jej myśli zaprzątnięte są sprzeczką z mężem. Didi chce jednak załagodzić
sytuację i porozmawiać z Richardem o kłótni na lunchu. Na spotkanie nie
dociera, gdyż zostaje porwana.
Didi polubiłam dzięki jej
zdrowemu rozsądkowi. Próbuje współpracować z porywaczem, tak by nie zaszkodzić
dziecku. Jego dobro jest dla niej na pierwszym planie. Stara się być opanowana
- i tu ogromne brawa - bo jakże można być spokojnym w takiej sytuacji?! Szuka
sposobu, by się uwolnić. Nie poddaje się. Jest silna i odważna. Nie rozumiem
jednak i nie zrozumiem, dlaczego kobieta wybacza porywaczowi krzywdę, którą jej
wyrządza. Bez względu na motywy kierujące mężczyzną, bez względu na jego własną
tragedię rozegraną przed laty - nie jestem i nie byłabym w stanie przebaczyć
komukolwiek takiego postępowania. Nie wiem czy w tej kwestii jestem wyjątkiem,
choć wydaje mi się, że raczej nie, próbuję dostrzec, co dzięki temu pragnęła
osiągnąć autorka. Przychodzi mi do głowy jedno wytłumaczenie - być może
Paullina Simons chciała zwrócić uwagę czytelnika na fakt, że przebaczanie win bliźniemu
jest cechą wartościową i zgodną z wyznaniem katolickiej wiary. Wiary, która w
powieści nie pozostaje bez znaczenia.
Państwo Wood są osobami głęboko
wierzącymi. Religia przejawia się w powieści w postaci modlitw, które
przeważnie Didi kieruje do Boga. Choć jestem osobą wierzącą i tak ten fakt
troszkę mi przeszkadzał. Potrafię zrozumieć, że osoba oddana swojej wierze w
chwili ogromnego zagrożenia, a nawet świadomości utraty życia, modli się do
swojego Boga. W „Jedenastu godzinach” próśb do Boga było tyle, że zaczęły mnie
irytować. Myślę, że delikatniejsze przedstawienie aspektów wiary spotkałoby się
z lepszym odbiorem książki.
Paullina Simons stworzyła dobry
psychologiczny dramat. Wraz z Didi przeżywałam każdą chwilę porwania,
zastanawiając się, jak zakończy się ta historia. Z perspektywy psychologicznej
niepokoił mnie fakt, że porwanie może negatywnie odbić się na nienarodzonym
jeszcze dziecku. Didi wszak próbowała ograniczać nerwy, ale takich emocji jak
strach czy śmiertelne przerażenie nie da się kontrolować. Brakowało mi
większego nacisku na skupienie się na samych przeżyciach bohaterki. Zostały one
w powieści potraktowane dość pobieżnie. A szkoda.
Narracja w „Jedenastu godzinach”
prowadzona jest przez narratora wszechwiedzącego. Czytelnik ma jednak możliwość
śledzenia toku wydarzeń w dwóch różnych punktach. Naprzemiennie dowiadujemy
się, co dzieje się z Didi i porywaczem oraz jak wygląda pościg za poszukiwanym przez
agenta policji i Richarda mężczyzną. Jak dla mnie na plus.
Czytając „Jedenaście godzin”
czułam się jak na dobrym seansie filmowym – tak jakbym oglądała jeden z
najlepszych thrillerów amerykańskich. Jest pościg i szybko mknąca akcja. Silna
kobieta walcząca nie tylko o swoje życie, a przede wszystkim o życie swojego
nienarodzonego dziecka. Jest też FBI i bezradny mąż. To, że jest bezradny nie
znaczy, że nie próbuje odzyskać Didi. Richard robi naprawdę wszystko, co w jego
mocy, by ratować żonę i maluszka. Każdego może czasem dopaść w życiu taka
bezsilność, z którą nie da się wygrać. Można zaciskać pięści, próbować sięgać
najlepszych metod rozwiązania problemu, ale okazuje się, że nasze działania są
niemalże bez znaczenia, że ktoś lub coś innego, na co wpływu nie mamy, odgrywa
swoją znaczącą rolę. Taka bezsilność wyżera nas od środka, ale nie mamy innego
wyjścia, jak się jej poddać. Tak też musiał postąpić Richard.
„Jedenaście godzin” to moja
pierwsza powieść, w której główną bohaterką jest ciężarna kobieta przeżywająca ogromny
życiowy dramat bez wątpienia pozostawiający swój ślad do końca życia. To tytuł,
który przyprawił mnie o niepokojące dreszcze i myśli. Pomimo pewnych zabiegów
zastosowanych w książce przez autorkę, które nie do końca do mnie przemawiają,
uważam, że to lektura warta swojej uwagi. Dostarcza naprawdę sporą dawkę
emocji, rosnące napięcie nie pozwala na złapanie oddechu, a przystępny język
nie utrudnia czytania. Dla mnie była to przerażająca przygoda. Jesteście
ciekawi czy miała na swój Happy End? Przeczytajcie „Jedenaście godzin”.
Za książkę dziękuję Wydawcy
27 komentarze
Nie mam ochoty na czytanie "Jeźdźca miedzianego", nie przemawia do mnie ta książka nawet po wielu pozytywnych opiniach. Natomiast ten tytuł jest interesujący. Świetnie opisałaś fabułę oraz emocje które targają bohaterami- dzięki temu mam na tę książkę jeszcze większą ochotę.
OdpowiedzUsuńczuję się zaintrygowana i jestem zdecydowanie zachęcona Twoją recenzją!1 jak wpadnie mi w ręce w "weselszych" czasach na pewno przeczytam;)
OdpowiedzUsuńWiele dobrego czytałam o tej autorce. Fabuła tej książki mnie przekonuje. Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKiedyś chciałam przeczytać ,,Jeździec miedziany" tej autorki, ale do tej pory mi się nie udało. Mam nadzieję, że w końcu zetknę się z jej twórczością:)
OdpowiedzUsuńAutorkę lubię, więc zapewne, po uporaniu się z ostatnią częścią "Jeźdźca" zabiorę się za inne jej książki. A zdroworozsądkowe bohaterki to takie, które naprawdę lubię:)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu mam w planie poznać Jeźdźca miedzianego, a teraz jeszcze widzę, że wyszła nowa powieść tej autorki - i w dodatku niebanalna, trzymająca w napięciu. Jestem zaintrygowana!
OdpowiedzUsuńMam sprzeczne odczucia. Z jednej strony jestem zainteresowana, bo polecasz, zachwalasz że świetny thriller, dobry psychologiczny dramat. Do tego bohaterka, która jest w ciąży i zostaje porwana - dla mnie nowość. Z drugiej strony... Sama nie wiem. Poczekam jeszcze, przeczytam inne opinie i wtedy może sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKiedy tylko ujrzałam tę książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że to coś dla mnie. Jeszcze bardziej ucieszyłam się, dowiadując się, iż to wznowienie, zatem od razu wyszukałam starszej wersji "Jedenastu godzin" - znalazłam ją, co mnie bardzo cieszy. Wkrótce zabieram się za czytanie, bo owa historia intryguje mnie.
OdpowiedzUsuńCiekawa, intrygująca fabuła
OdpowiedzUsuńbrzmi bardzo ciekawie! Ogromną mi ochotę zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten gatunek literacki, ale ze wstydem przyznam, że nie słyszałam ani o autorce, ani o książce. Nie wiem czy to kwestia popularności czy po prostu czystego przypadku. Mam nadzieję, że chodzi o to drugie, bo kiedy miałam "fazę" znalazłam naprawdę wielu świetnych pisarzy. Twoja recenzja tak mnie zainteresowała, że zapisałam sobie tytuł z nadzieją, że kupię książkę.
OdpowiedzUsuńUdała Ci się ta recenzja, bo bardzo mnie zainteresowałaś ^^ Co prawda nie przepadam za tym gatunkiem literackim, ale jedna z książek tej autorki juz czeka u mnie na półce - jeśli mi się spodoba to na pewno sięgnę po "Jedenaście minut" :D
OdpowiedzUsuń"Jeździec Miedziany" całkowicie podbił moje serce i chętnie zapoznam się z kolejną powieścią tej autorki. Tym bardziej po Twojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńNo w sumie moze byc ciekawa może warto sprobować:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńJestem tej książki ciekawa, aczkolwiek na razie mam w planach "Drogę do raju" tej autorki. Jeśli mnie zachwyci, to sięgnę i po tę przez Ciebie wyżej recenzowaną :)
OdpowiedzUsuńAch, i dostałam dziś wygrane u Ciebie "Dziedzictwo", dziękuję! :)
UsuńNie znam tej autorki, ale muszę przyznać, że narobiłaś mi niezłej chęci na "Jedenaście godzin". :)
OdpowiedzUsuńFabuła całkiem intrygująca, lubię tego typu historie. Zaciekawiłem się, mocno zaciekawiłem :)
OdpowiedzUsuńJedenaście godzin - niesamowite, ile może się zadziać w życiu człowieka w tak krótkim czasie! Mam ostatnio chętkę na dobre thrillery i powieści z zacięciem psychologicznym, bo trochę mi już miałkość i obyczajowość zbrzydła. I aż wstyd się przyznać, ale ja w ogóle z panią Simons jeszcze się nie zetknęłam - Ty masz już chociaż 'coś' za sobą :)
OdpowiedzUsuńLubię książki, w których jest trochę tego filmowego efekciarstwa. Z chęcią zobaczyłabym ekranizacje wielu dobrych powieści, nawet jeśli istniałoby ryzyko, że reżyser nie poszedł w pożądanym przeze mnie kierunku.
Swoją drogą, faktycznie nie kojarzę wielu powieści z ciężarnymi w roli głównej. Szczególnie przeżywającymi takie chwile...
Nie lubię książek typu "Jeździec miedziany", ale "Jedenaście godzin" przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńTo nie moje klimaty, więc raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce całkiem niedawno. Może kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie!
OdpowiedzUsuńPrzygodę z książkami pani Simons planuję zacząć od "Jeźdźca miedzianego" a dopiero później sięgnę po jej inne powieści ("Jedenaście minut" zapowiada się ciekawie). :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
"Jedenaście godzin" znaczy - pomyliłam sobie tytuł z "Dziewiętnastoma minutami" Jodi Picoult (które polecam Ci serdecznie - poruszająca książka). :)
UsuńTym razem sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń